Stany lękowe - Anxiety

Od dawna chciałam napisać na ten temat, ale nie miałam odwagi. Nie wiem czy to była kwestia przyznania się samej przed sobą czy może nie chciałam, żebyście o tym czytali, ale podjęłam decyzję i jest. 
Kiedy się to zaczęło? Już dawno. Zawsze miałam tendencje do wymyślania niestworzonych wizji przyszłości, świata idealnego. Nie ma czegoś takiego! Nie da się wszystkiego zaplanować. Wcześniej powodowało to u mnie problemy z żywieniem. Teraz w sumie też nie mam ochoty na jedzenie, ale bardziej jest to spowodowane ściskiem żołądka niżeli formą kary za niewykonanie zadania. Objawy bywają różne w stanach lękowych. U mnie jest to przyspieszony oddech, bóle w klatce piersiowej, a nawet płacz. Pojawia się też problem ze snem. 
Nie jest łatwo przyznać się przed samym sobą, że nie masz sił, nie dajesz rady, że masz już dość (albo ja tak tylko mam). To nie jest tak, że nie zdaję sobie z tego sprawy tylko mam głupie przyzwyczajenie, że "jeżeli coś zaczęłam to muszę to skończyć". Jak mi się nie udaje to uznaję to za swoją porażkę, a pogodzenie się z tym trochę mi trwa. Chciałabym wszystko wykonać "idealnie", "bardzo dobrze" i jest to normalne. Każdy chce zrobić swoją robotę jak najlepiej. Jednak przy ilości zadań, które czasami biorę na siebie i ambicję wykonania tego zadania, powoduje to u mnie natłok i sama na siebie wywieram presję, której właściwie nie powinnam sobie w ogóle stwarzać. Tworzę plan wykonania tych wszystkich zadań, a zapominam w tym wszystkim o sobie samej. 
Dodatkowo mam trudność z powiedzeniem "nie". Jeśli ktoś potrzebuje pomocy to zawsze chętnie pomogę choć sama bardzo często muszę dopiero wgryźć się w temat, bo też nie wiem jak się za to zabrać. No i tak umyka czas, który jest mi potrzebny na wykonanie własnego planu i zadań.
Mam też problem z rozróżnieniem życia zawodowego od prywatnego. Nie potrafię złapać równowagi. Zapominam często o bliskich, rodzinie i przyjaciołach na rzecz pracy, albo wręcz odwrotnie. Tak bardzo staram się rozciągać, że w końcu już sama nie wiem czego chcę i moje ciało się wyłącza, albo poddaje. 
Atak paniki jest najgorszy kiedy zostaje się samemu. Potrzebuję wtedy kilku minut rozmowy z kimkolwiek na dowolny wesoły temat, żeby uspokoić oddech i łomoczące serducho. Jeśli nie potrafię się do nikogo dodzwonić używam wtedy worka do umiarkowania oddechu. Długość wykonywania tych oddechów zależy od poziomu mojego stresu więc nie potrafię określić ile coś takiego może trwać. Pomaga mi też śpiewanie piosenki. Wybiera się wtedy jedną piosenkę, najlepiej taką dla dzieci i śpiewasz ją skupiając się na słowach. Nie musi to być na głos (ale to lubię) ważne jest to, żeby skupić na czymś bardzo mocno uwagę. U mnie jest to wysokość dźwięku i tekst. I to nie tak na odwal śpiewać tylko faktycznie tak jak powinno być, nie myląc tekstu, melodii czy tempa. Śpiewam tak długo aż mi przejdzie. Działa to chyba tak samo jak mantra, którą powtarza się w kółko. Dodatkowo, żeby uspokoić się zażywam na noc melisanę, która ma działanie uspokajające. Rano zaś i wieczorem wypijam szklankę wody z miodem i cytryną na obniżenie ciśnienia i złagodzenie bólów w klatce. 
Przede wszystkim bardzo dobrze działa na mnie muzyka. Ulubiona playlista czy pojedyncza piosenka to  kolejny sposób.
To chyba takie naturalne sposoby na ogarnięcie się. W aptekach można jeszcze zakupić bez recepty tabletki o naturalnym składzie. Jeśli chcecie zażywać jakichkolwiek tabletek to zgłoście się najlepiej do lekarza w tej sprawie. Takie rzeczy należy wcześniej omówić z kimś bardziej kumatym. 

To tyle jak na razie na ten temat z mojej strony. Może macie jakieś swoje sposoby na wyciszenie się czy uspokojenie? Dajcie znać w komentarzach lub wiadomościach prywatnych 😀

Do usłyszenia.

Marta XOXO

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Poddaj się

Co oglądałam w sierpniu

Ideał